Hyperdetailismus Varsoviensis: Wiktor Gorazdowski

Z inżynierską precyzją przy użyciu flamastrów tworzy skomplikowane maszyny i sceny „rodzajowe”, w których swoich bohaterów poddaje niecodziennym zabiegom lub sytuacjom trudnym, czasami traumatycznym. Wiktor Gorazdowski, lat 45. Zaprasza nas do swojego wnętrza.

Spotykamy się w mieszkaniu na warszawskiej Woli, które wygląda jak gotowa scenografia do do zaginionego filmu Krzysztofa Zanussiego z połowy lat 80. XX wieku. Dekorator nie miałby zbyt wiele do roboty. To mieszkanie po dziadkach stoi w niemal nie zmienionym stanie, od odejścia jego głównych lokatorów. Wiktor traktuje je jako swoją pracownię.

pracownia Wiktora Gorazdowskiego

Panuje tu nieskazitelny porządek. Głównym meblem, obok szaf i regałów na wysoki połysk, jest pokaźne biurko. Miejsce pracy Wiktora. Od tego stołu o dziwo się zaczęło. To był stół dziadków – tłumaczył – Dziadkowie, zwłaszcza mój dziadek, zauważył, że lepiej mi wychodzi komunikowanie się z otoczeniem przez obraz niż słownie. I założył mi taki specjalny zeszyt, w którym robiłem te ilustracje. I co ciekawe, te rysunki od początku były przekrojami. Ja nie zaczynałem tak malować jak inne dzieci, tylko od razu zacząłem od rysowania wnętrza. To były takie przekroje, jakieś jam podziemnych, korytarzy takich różnych, które przebiegały pod powierzchnią ziemi i one właśnie przedstawiały różne postaci, które zagłębiają się pod ziemią. I to przetrwało.

Jedna z prac Wiktora Gorazdowskiego

Ma 45 lat. Pisze o sobie: zawód porzucony – inżynier i konstruktor silników spalinowych, zawód wyuczony – ekonomista, zawód wykonywany – artysta malarz, ilustrator i rysownik, zawód docelowy – święty. Studiował na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej, ale od kilkunastu lat rysuje. Z inżynierską precyzją przy użyciu flamastrów tworzy skomplikowane maszyny i sceny „rodzajowe”, w których swoich bohaterów poddaje niecodziennym zabiegom lub sytuacjom trudnym, czasami traumatycznym. Impulsem do tworzenia były prace Tadeusza Głowali, które zobaczył na warszawskiej wystawie w 2010 roku. Podobnie ja u malarza z Miszewa Murowanego kolor u Wiktora odgrywa rolę istotną. Ważna jest też historia, która w formie przekazu przypomina graficzną powieść, choć zawsze zawiera się w jednym obrazie.

Miał już wystawy w Polsce i za granicą. Współpracuje z Galerią Art. Jego prace, prezentowanie na wystawie „Hyperdetailismus” w Galerie Art Cru w Berlinie doceniło czasopismo poświęcone sztuce brut i outsiers art – RAW VISON.


Poniżej przytaczam kilka wypowiedzi z obszernego wywiadu, który udzielił nam Wiktor Gorazdowski latem 2024. Wiktor będzie bohaterem kolejnego filmu z cyklu INNI, który – mamy nadzieję – zrealizujemy w 2025 roku. Trwają poszukiwania środków na montaż, postprodukcję i stworzenie ścieżek językowych (FR, EN, AD, PJM).

O technice…

Proces szkicowania podoba mi się najbardziej, to znaczy tworzenia czegoś nowego. Natomiast później już konturowanie, czyli pojechanie cienkopisem po tym ołówku, no to już jest mało twórcza praca i taka trochę nudna. Natomiast kolorowanie to jest dla mnie zawsze duże wyzwanie. Nie to, żebym tego nie lubił, czy jakoś przepadał, zatem nie ma tu skrajności. Tyle, że mam problemy z kolorami. Mam orzeczony tzw. daltonizm, więc mi jest ciężko z kolorami. Także czasem prosiłem, jak mama żyła, żeby mi podpowiadała, jaki kolor to jest. A teraz przejął tata tą rolę pomocnika w doborze kolorów.

Zaczynam od kolorów, co do których jestem zdeterminowany, to znaczy, że muszę odpowiedni kolor dobrać, czyli na przykład drzewa brązowe, liście zielone, trawa zielona, czerwone usta, czarna broda, niebo niebieskie, woda też, tafla jakaś błękitna. No i też ma znaczenie to, czy dana powierzchnia, ewentualnie płaszczyzna, jest frontem do widza, czy pod pewnym kątem nachylenia, bo od tego zależy, czy kolor będzie jaśniejszy, czy ciemniejszy. Tak to wynika z prawideł.

A to jest właśnie flamaster pędzelkowy, czyli taki, który ma elastyczną końcówkę i kiedy się go lekko przyciska, to linia jest bardziej precyzyjna. Natomiast jak się chce większą powierzchnię malować w szybszym tempie, to należy mocniej go nacisnąć i wtedy ślad jest szerszy. I tak to wygląda właśnie. Także celowo tu robię czerwony, bo tu później zastosuję jakiś ciemniejszy kolor, bo to będzie jeszcze głębiej w stosunku do tego, co tu widać.

To po dziadku mam, bo dziadek był strasznym daltonistą. Jak zobaczył czerwone róże, to powiedział, o jakie zielone kwiaty piękne. No a babcia mówi, że to nie tak.

O wyborze tematu…

(…) jak zaczynam pracę nad jakimś dziełem, to nigdy nie jestem pewny, co wyjdzie na koniec. Nie mam takiej wizji. Jakby się wydawało, że ktoś wpada na pomysł o Eureka i wiem, co wyjdzie na koniec. To wszystko powstaje w toku. Zmienia się koncepcja. Także właśnie tak to wygląda. Czyli to jest święty. Na początku myślałem o apologetyce, czyli takiej nauce, która ma za zadanie objaśniać prawdy wiary w języku naukowym, czyli szukanie braku sprzeczności religii z tym, co jest zawarte w naukach ścisłych. ale później doszła Aureola, jakieś skrzydła, później to miała być jakaś postać ulotna, jakiś anioł, ale teraz już mniej więcej wiem, raczej jestem pewny, że to będzie „Programator dobrych myśli”. To trochę trwa.

Masz dużo obrazów o tematyce więziennej i szpitalnej…

Ja jestem bliski zawsze z osobami, które cierpią, zwłaszcza duchowo. Sam jestem trochę nadwrażliwy. Może to z tego wynikać. Staram się być empatyczny i dostrzegać w każdym człowieku dobro. Dlatego też i ta tematyka penitencjarna… (…) to tak jakby głosić zniewolonym wolność, żeby się nie załamywali, że zawsze jest jakaś cel, do którego można dobić. Nic nie jest zabrane człowiekowi raz na zawsze. Zawsze można to odzyskać. Także trzeba… to widzieć w dobrym świetle. Zresztą jest takie powiedzenie, jak ci się trafił sęk, to zrób z niego sękacza, czyli staraj się w każdej sytuacji, nawet dramatycznej, dostrzegać coś, co cię ulepszy, doprowadzi do wyższego stanu doskonałości. Tak to sobie tłumaczę. Może to stąd się wzięło właśnie.



– – –

Materiał powstał we współpracy z Andrzejem Kwasiborskim (Kolekcja Art Brut AK) i Robertem Sojką.

Tekst powstał w ramach realizacji projektu „Art Brut Po Polsku – analiza pozakulturowych praktyk twórczych polskich twórców samorodnych w kontekście doświadczeń europejskich”, który został objęty wsparciem bezzwrotnym w formie stypendium z planu rozwojowego w ramach Inwestycji A2.5.1: Program wspierania działalności podmiotów sektora kultury i przemysłów kreatywnych, czyli tzw. KPO dla kultury.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *