Jest w jego pracach szczerość i „naiwność” outsiderów w rozumieniu Jeana Dubuffeta, ale jest też – bliski francuskiemu artyście – namysł nad sztuką i jej znaczeniem we współczesnym świecie.
Jak podkreśla Daniel Rycharski jest artystą żyjącym w dwóch światach. Jedną nogą jest w tym świecie liberalno-lewicowo-wolnościowym, a drugą – w tym bardziej konserwatywnym. Widząc napięcie między tymi światami, które bardzo często dotyczyło kultu maryjnego, szukał rozwiązania. Jego najnowsza praca, stanowiąca część wystawy „W ŚRODKU JESTEŚMY BAŚNIĄ” jest próbą zbudowania pomostu pomiędzy tymi światami.
– Mnie samemu kiedyś kult maryjny wydawał się trochę czymś nie zrozumiałym. Może podchodziłem do niego krytycznie, że to jest taka religijność dziecinna, niedojrzała. I w momencie, kiedy zacząłem bardziej słuchać tego, co mówią tutaj ludzie bardziej lokalnie, a szczególnie swojej babci, która jest bardzo taka maryjna oraz pod wpływem literatury czy legend maryjnych wydanych od XVII/XIX wieku zacząłem dostrzegać jak ważna jest to postać w polskiej kulturze, że ta Maryja jest kimś w rodzaju bohatera narodowego – tłumaczy i dodaje, że krytykowana, czasami obśmiewana w literaturze, filmie czy teatrze Matka Boska w polskiej kulturze ludowej stanowi ważny punkt odniesienia dla ludzi wykluczonych, słabszych, najbiedniejszych. W legendach maryjnych była „boczną furtką”, pomostem przez który, zawsze w środę i w sobotę, przeprawiała się do czyśćca, aby uratować dwie lub trzy dusze.
W twórczości ludowej jej wizerunek często stanowił wariację tego z Częstochowy (wystawa w Krakowie w 1982). Twórcy ludowi domalowywali kwiaty, dodawali kolory, atrybuty. To wszystko było inspiracją dla pracy „Boczna furtka” – witrażowej instalacji wmontowanej w autentyczną wiejską furtkę. Praca stanowi „wariację” na temat jasnogórskiego obrazu, ludowych przedstawień i tęczy jako symbolu środowisk LGBTQ+. – Pomyślałem, że i dziś Matka Boska może być sojuszniczką wszystkich mniejszości wykluczonych – dodaje.
To tylko początek, próbka tej niezwykłej wystawy. Kilka tygodni temu pojechaliśmy do Kurówka – rodzinnej wsi Daniela Rycharskiego na jej otwarcie. Już sam pomysł aranżacyjny był mistrzowski. Zrobić wystawę w opuszczonym gospodarstwie, które powstało w latach gierkowskiej prosperity, a kilka lat temu zostało opuszczone przez właściciela, to niezłe wyzwanie. Do tego trzeba nie tylko odwagi, ale i pomysłu. Na prośbę Daniela właściciel zagrody zgodził się udostępnić przestrzeń, ale autor wspólnie z kuratorem – Szymonem Maliborski – zbytnio jej nie zmienili.
Wykorzystali „naturalność” miejsca, co – moim zdaniem – dało piorunujący efekt. Opuszczony dom i chlew, stodoła z drewnianymi wrotami, psy na łańcuchu, studnia i zapach podbijany niemiłosiernym upałem – nie tylko stanowiły tło, dekor, ale stały się integralną częścią tej wystawy. Dla przykładu. Figura „Złotego cielca” w białych ścianach warszawskiej galerii byłaby estetycznym obiektem, z pewnością ciekawym, ale nie działającym tak mocna jak wówczas, gdy wystawała z półotwartych wrót chlewu, w pełnym słońcu i mieszających się zapachów obornika i suchego siana. Wspominana „Boczna furtka” też pochodzi z tego gospodarstwa.
Na wystawę „W środku jesteśmy baśnią” składają się jeszcze prace: Czułe zbroje, Yin Yang, Cepelia z chlewu, Korona, Orzeł, Strach, Sieć. Część jest na zdjęciach. Podczas wystawy Daniel Rycharski i Szymon Maliborski oprowadzali publiczność po całym gospodarstwie, cierpliwie opowiadając o każdej instalacji.
I choć warto ten odautorski komentarz znać, poznać motywacje i inspiracje autora, to ja pozostawiam je tutaj bez komentarza. Po pierwsze, słuchając jak pięknie Daniel mówi o swojej twórczości, o tym jak głęboko świadomie, ale również niezwykle emocjonalnie tworzy swoje dzieła, nie będę w stanie oddać tego wszystkiego w tym tekście. Po drugie myślę sobie, że i bez mojego gadania te prace „są baśnią”, do której ułożycie własne konteksty.
Cenię Rycharskiego za odwagę i konsekwentną opowieść o współczesnej wsi i jej relacjach z miastem. Zachwycam się, gdy z prostych form czyni rzeczy wieloznaczne, kontekstowo rozległe, pozwalające na zrozumienie przekazu bez odautorskiego komentarza. Często są to rzeczy bolesne, ale zawsze opowiedziane uczciwie i z szacunkiem dla bohaterów. To wyjątkowy dar i siła tej sztuki.
p.s. Dodam jeszcze, że całe wydarzenie zamknęło się poczęstunkiem w remizie strażackiej (placek ziemniaczany i szczawiowa – pycha) i to też było piękne!
rł / fot. Eliza Łabarzewska / Radek Łabarzewski