Wisiały niegdyś na każdym słupie i drzewie wzdłuż, liczącej 500 metrów, ulicy Kościelnej w Iłownicy. Teraz są niemal wyłącznie na roślinności i budynkach, które należą do Stefana Szkorupy. Ptaki od razu je pokochały. Z ludźmi bywało różnie.
– Te przy ulicy, to mi księża zlikwidowali. Nie wiem, może byli za bardzo do nich podobni – śmieje się twórca budek z Iłownicy. Ta mała wieś w gminie Jasienica leży nad rzeką Iłownica, w historycznych granicach regionu Śląska Cieszyńskiego. Obszar ten zwany jest też „Żabim Krajem”, w którym niegdyś żyły starosłowiańskie Utopce. Są tu stawy hodowlane, założone już na przełomie XIV-XV wieku, z których dostarczano ryby na pańskie stoły. Dziś stawami opiekuje się PAN, czyli Polska Akademia Nauk. Zresztą cały region słynie jako jeden z największych ośrodków hodowli karpia i pstrąga w Polsce.
Ale nas bardziej od ryb interesują diabły i anioły, anioły z rogami oraz diabły ze skrzydłami, diabło-anioło-kobiety, biskupi a także biesy, maszkarony i gargulce. Ich gęby frasobliwe i poczciwe, trochę groźne, ale częściej zadziwione są wszędzie. Spoglądają z drzew, słupów energetycznych, spod dachu i ścian stodoły, warsztatu i chałupy. W gęstwinie koron zielonych liści wyglądają, jakby kryły się przed ludzką nieprzychylnością.
Wiele z nich jest zamieszkałych nie tylko przez ptaki, ale też przez zapylacze. To największe szczęście dla Pana Stefana, kiedy wróbel lub trzmiel wybierze sobie jego budkę na mieszkanie. Śpiew skrzydlatej społeczności słychać wszędzie. Gospodarz nie tylko rozpoznaje ich głosy ale również emocje. Kiedy za długo kręciliśmy przy budce, w której były już młode szpaki, Pan Stefan tłumaczył, że mocno się niepokoją.
Budki przybierają różne formy i kolory. Czasem są mocno geometryczne, innym razem bardzie humanoidalne, często androgyniczne. Te wiszące od strony pola o kubistycznych rysach i pastelowych licach kuszą jak smakołyki na chatce Baby Jagi. Trudno się im oprzeć. Z kolei tym gnieżdżącym się pod gigantyczną pergolą Szkorupa nadał kształt wielkich jaj o ludzkich twarzach. Trudno je dostrzec pod, obrastającą gęsto metalowy stelaż, czupryną z winogron i kiwi. Tak, kiwi, które w tej szkorupowej enklawie pleni się licznie i chętnie, a jego owoc, choć mniejszy niż ten z dyskontów, jest nieporównywalnie słodszy.
– O! Tutaj jest diabeł kusiciel. Ma duże piersi, bo musi kusić facetów – śmieje się Stefan Szkorupa pokazując jedną ze swoich budek zawieszoną wysoko na drewnianej elewacji.
Ta płynność szkorupowych form u mnie i moich przyjaciół budzi zachwyt, ale u osób nawykłych do jednoznacznych przedstawień może budzić niepokój. Stąd pewnie niechęć niektórych sąsiadów i księdza z kościoła pw. św. Jana Pawła II – jednej z pierwszych świątyń katolickich w Polsce, której nadano imię papieża Polaka. Choć, jak przyznaje twórca z Iłownicy, przyjeżdżał kiedyś do niego ksiądz po budki. Zawsze wybierał te najbardziej rogate i cycate.
Co ciekawe 69-letni budowniczy ptasich domostw z Żabiego Kraju nigdy nie miał nic wspólnego ze sztuką, ani w szkole, ani w pracy. Imał się różnych zajęć. Pracował jako agent ubezpieczeniowy. Prowadził punkt ksero w niedalekim Skoczkowie. Budki zaczął tworzyć około 20 lat temu, jeszcze zanim postawiono kościół. – Tak mnie coś poniosło, tak mi coś po głowie chodziło – wspomina. – Zależało mi też, żeby nie była to tylko jakaś maszkara, ale żeby to było użyteczne. Nigdy nie robił planów szkiców. Formy? Powstawały z połączonych doniczek lub dużych pojemników pet, które oblepiał glinobetonem, a następnie kształtował w wymyśloną postać.
Otwory dla ptaków robił najczęściej w piersiach figur. Maszkarony i gargulce dla ptaków otwierają swoje czoła lub usta. Zwykle są to małe wloty, idealne dla wróbli i sikorek, które Pan Stefan lubi i ceni najbardziej jako niezwykle pożyteczne stworzenia. Gorzej jest ze szpakami. – Pięknie śpiewają – mówi – ale za bardzo lubią wiśnie, gruszki i jabłka. A kiwi im smakuje? Pytamy. – Kiwi jeszcze nie nauczyły się jeść, ale wszystko przed nimi – żartuje Szkorupa. Odnoszę wrażenie, że nawet wtedy im wybaczy. Zawsze otwarty, zawsze ciekawy i gotowy na gości zarówno tych skrzydlatych jak i tych, co gnają 300 km, aby się z nim spotkać.
(tekst & foto: rł)