To nie wypadek, od urodzenia jestem taki. Moja mama cięła trawę sierpem i nagle zobaczyła żmiję, przestraszyła się. Wtedy się urodziłem, o miesiąc za wcześnie. To dlatego jestem „niedokończony”.
Pierre Avezard
Dziś opowiem Wam o pasterzu owiec i krów, przez jednych uważanym za wiejskiego „głupka”, przez innych za genialnego, samorodnego twórcę, który – choć nic tego nie zapowiadało – urodził się przed szczęśliwą gwiazdą.
30 grudnia 1909 roku. Wtedy na francuskiej prowincji, w rodzinie nosiciela piasku przychodzi na świat Piotr Avezard. Był wcześniakiem, z od razu widocznymi wadami – pomniejszona żuchwa, zniekształcone (skośne) oczy, pozbawione małżowin uszy. To wszystko uczyniło jego twarz małą i mizerną. Być może z tego lub z zupełnie innego powodu będzie nazywany „Małym”, „Małym Piotrem”. Będzie to też powód a raczej pretekst do kpin i agresji ze strony kolegów. Zawsze go znajdą, aby spuścić mu porządny łomot… za wygląd, że brzydki, że niemowa i że głuchy, a jak głuchy to i głupi. Sami wiecie jak okrutni potrafią być ludzie, oceniając wszystko i wszystkich po… pozorach.
Ale w przeciwieństwie do tego, co mogłoby Wam się teraz wydawać, Mały Piotr urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Miał kochającą rodzinę, która zawsze go wspierała. Nie mogąc znieść cierpienia ukochanego Piotrusia zabrali go ze szkoły. W nauce czytania i pisania zaczęła mu pomagać starsza siostra – Teresa. Bo Mały Piotr nie był ani głuchy, ani głupi. Racja, słyszał słabo, mówił niewyraźnie, ale był bystrym chłopcem, który ochoczo chłonął wiedzę. Mimo to rodzice cały czas martwili się o jego przyszłość.
– Nasz Mały Piotr potrafi rozmawiać ze zwierzętami, a one bardzo go lubią – powiedziała kiedyś Pani Avezard do swojego męża. – Może mógłby zająć się wypasem owiec lub krów? Avezardowie mieszkali wówczas na pięknej francuskiej prowincji, w wiosce Loiret. Chętnych do zatrudnienia chłopca było wielu. Szybko zaczął pracować, na różnych farmach. Znikał na cały tydzień, ale nie narzekał. Kochał zwierzęta a one jego. Nigdy nie wyrządziły mu krzywdy, a i on nigdy nie pozwoliłby skrzywdzić żadnego z nich.
Niedziela była dniem rodzinnym. Wracał do domu przynosząc Teresie i Léonowi – swojemu młodszemu bratu drobne upominki. Nie, nie kupował ich w sklepie, ale robił sam. Zabawki, wiatraki, bukiety kwiatów z metalu, z tego co udało mu się znaleźć, uzbierać. Były naprawdę piękne i wyjątkowe, ręcznie malowane.
Pierwsze wynalazki
Wreszcie trafia na farmę w La Coinche, oddaloną od rodzinnego domu 15 km. Ma już wtedy 26 lat. Wtedy wracają stare traumy. Jego koledzy – pasterze jak on – nieustannie kpią z jego niepełnosprawności, robią złośliwe żarty, psują jego mechaniczne, magiczne „zabawki”. – To tylko wioskowy „głupek” – myślą sobie. Nie wiedzą, że Mały Piotr urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, a największymi głupcami są oni sami. Właśnie wtedy, chcąc odciąć się od oprawców, tworzy swój pierwszy wynalazek. Ruchomą platformę-łóżko połączoną ze składaną mechanicznie drabiną. W ten sposób tworzy azyl, miejsce niedostępne dla złośliwych i mściwych pasterzy.
Swoją pierwszą machinę, dar dla ukochanych krów, tworzy kilka lat później. Powstaje system mechanicznej dystrybucji buraków – paszy dla krów. To rodzaj przekładni i pasów transmisyjnych podłączonych z rowerem i napędzanych siłą ludzkich mięśni. Potem stworzy ich więcej, m.in. mechaniczną akuszerkę dla krów.
Jego szef, życzliwy Pan Hareng jest pełen podziwu dla „wioskowego głupka”, który – jak się okazuje – ma więcej inteligencji i inwencji twórczej niż wszyscy jego pracownicy razem wzięci.
– Ten Mały Piotr urodził się pod szczęśliwą gwiazdą – myśli sobie życzliwy Pan Hareng. Nie jest głupcem i wie, że pomysłowość jego pracownika może mu jeszcze nie raz pomóc. Podarowuje Małemu Piotrowi kawałek ziemi, aby mógł tam żyć i rozwijać swój talent. To wtedy w głowie pomysłowego pasterza rodzi się idea stworzenia karuzeli, wielki plan, który będzie rozwijał przez kolejne… 35 lat.
Patrz jak czas płynie
W międzyczasie jego młodszy brat Leon zostaje inżynierem lotnictwa. Często zabiera ukochanego brata do fabryki, w której pracuje. Odwiedzają wspólnie wielkie europejskiej stolice. Te podróże zapładniają wyobraźnie Piotra nowymi pomysłami, które rodzą kolejne dzieła.
Po 30 latach Karuzela liczy już kilkaset obiektów: figurek ludzkich i zwierzęcych, pojazdów, maszyn rolniczych. Powstają z puszek, kawałków metalu, drewna, opon. Piotr buduje też panel kontrolny zasilany przez mały silnik elektryczny, który poprzez system pasów i przekładni uruchamia całość: samoloty latają pod niebem, metalowe figurki zaczynają tańczyć, kury dziobią zboże, krowy kręcą głowami i ogonami, ciuchcia pędzi, metalowymi autostradami pędzą samochody i rowery, pracują rolnicze maszyny. Wszystko pomalowane na intensywne kolory skrzy się jak w kalejdoskopie.
Bohaterem tych przedstawień jest często – wycięty z blachy – sam autor. Jego metalowa figurka występuje m.in. w scenie balu na wsi, gdzie tańczy ze swoją ulubioną krową o imieniu „Kwiatuszek”. Pamiętacie jak siostra Piotra – Teresa uczyła go pisać? Teraz ta umiejętność okazuje się bardzo użyteczna. Na karuzeli pojawiają się własnoręcznie wykonane przez Małego Piotra tabliczki z napisami: „Patrz, jak czas płynie” przy zegarze, „Zobacz, jak ludzie jedzą”, „Patrz na elektryczną krowę” – to tu krowa podnosi ogon i sika na zaskoczonych widzów, a nieopodal samoloty zrzucały bomby.
Popularność
Wszędzie rosną kwiaty: dalie, bratki, nagietki, japońska jabłoń. Przed wejściem do karuzeli pachnie dywan z konwalii. Kiedy kwiaty przekwitną Piotr tworzy je z metalu. Kwiaty muszą być zawsze, bo Piotr je kocha tak samo jak krowy. Do jego małego domu przytulają się dobrze utrzymane winorośle. Jesienią zbiera z nich owoce. Jest ich wystarczająco dużo, aby mógł wyprodukować kilka butelek domowego wina rocznie. Dzieli się nim chętnie z sąsiadami i z gośćmi. A tych jest coraz więcej.
Przyjeżdżają z samego Paryża i innych miast Francji, a także z Holandii i Anglii. Zdarzało się, że pod płotem Karuzeli stało 60, 70 samochodów, a przed wejściem – setki chętnych do zwiedzenia. Na drzewach Mały Piotr wiesza kolejne, własnoręcznie wykonane tabliczki: „Zakazane dla samochodów”, „Zabronione dla psów, bardzo proszę”. Dalej na siatce: „Wejście od 15 do 20 osób”, „Karuzela od 15 do 19 godziny”. Kiedy ze starego gramofonu zaczyna lecieć muzyka akordeonowa i wojskowe marsze karuzela rusza. Publiczność wypełnia plac. Genialny wynalazca przechadza się niezauważany. Jest szczęśliwy. Z uwagą obserwuje reakcje gości. Nikt już nie widzi jego zdeformowanej twarzy tylko genialnego samouka, twórcę Karuzeli, urodzonego pod szczęśliwą gwiazdą.
O Karuzeli zaczynają pisać gazety. Na początek lokalne, potem regionalne, wreszcie te największe. Pojawia się telewizja i filmowcy. W 1980 roku film Emmanuela Clota o Mały Piotrze sięga po Césara za najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny.
Koniec karuzeli?
Czas jednak płynie nieubłaganie. Mały Piotr ma już 70 lat i podupada na zdrowiu. Trafia do domu pomocy społecznej w Jargeau, kilka kilometrów od La Coinche. Karuzelę odwiedza, ale tylko w niedziele, Przyjeżdża taksówką. Nadal uruchamia, choć już z trudem swój mechaniczno-magiczny spektakl dla gości. Wtedy pojawia się ostatnia tabliczka „Karuzela działa w każdą niedzielę od 15 h do 19 h jest zabronione przyjeżdżać z wizytą do Karuzeli w inne dni tygodnia, nawet w sobotę, bardzo proszę 1974.”
25 sierpnia 1985 roku uruchamił ją po raz ostatni. Nie ma już siły. Zbudowana z „niczego” Karuzela również zaczyna tracić siły. Jak jej twórca, zapada się w nicość, niszczona przez pogodę (woda, rdza i wiatr, który przewrócił wieżę Eiffla) oraz wandali. Ale Mały Piotr jak wiecie urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Choć nie żyją już jego rodzice to ma jeszcze kochającego brata i wielu przyjaciół. Piszą listy do ministra kultury, który po wielu namowach zgadza się na przekazanie jednego miliona franków na budowę „klosza”, który ochroni przez zniszczeniem dzieło życia Małego Piotra. Milion to dużo pieniędzy, ale za mało, żeby sfinalizować ambitny projekt. Pomysł upada. Ale jak wiecie, Piotr urodził się pod szczęśliwą gwiazdą.
Kręci się dalej!
Wtedy z pomocą spieszą Caroline i Alain Bourbonnais. Też mieszkają na wsi, na której zbudowali azyl dla przedmiotów z duszą, takich jak Karuzela. To La Fabuloserie w Dicy – Muzeum-Dom Fantastycznych Przedmiotów. Boubronnais oczywiście nie mają milionów na faraoniczne pomysły. Mają za to inwencję, ogromne serce i wielką determinację.
Wraz z grupą przyjaciół, pasjonatów po prostu rozbierają kawałek po kawałku Karuzelę i przenoszą ją, ponad 100 km dalej do La Fabuloserie. Tam wznoszą ją na nowo. I pod stałą opieką, bez „klosza”, Karuzela zaczyna znów się kręcić po 2 latach. I choć nie żyje już Mały Piotr, Caroline i Alain to ona kręci się dalej, kręci się do dziś. Dla wszystkich ludzi, którzy wbrew światu… urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą.
Radek Łabarzewski
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
Życie Piotra Avezarda
korzystałem z:
La manège de Petit Pierre (Francja 2012, czas: 15 min.) – film dokumentalny, realiz. Philippe Lespinasse
Le Fabuleux Manège de Petit Pierre, La Fabuloserie/Albin Michel 2007
więcej na: http://www.fabuloserie.com/
zdjęcia: Eliza Łabarzewska, Radosław Łabarzewski, Andrzej Kwasiborski
Jeden komentarz